Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel
1130
BLOG

Donald Tusk musi odejść

Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel Polityka Obserwuj notkę 35

Kiedy 4 lata temu oddałem swój głos na partię Donalda Tuska, Polska była krajem pełnym nadziei i dynamiki. Krajem otwierających się możliwości o znakomitych fundamentach i perspektywach gospdarczych, z rosnącym znaczeniem na arenie międzynarodowej i rosnącym poczuciem własnej podmiotowości obywateli. Krajem zmieniającym się na lepsze, z ustępującym opornie rakiem korupcji, w którym rosło zaangażowanie obywateli w życie publiczne, w którym toczyły się istotne spory o kwestie fundamentalne.

   Dzisiejsza Polska jest krajem smutniejszym, słabszym, którego życie publiczne pogrążone ugrzęzło w głębokim marazmie. Fundamenty gospodarcze zostały osłabione kwotą nowych długów publicznych, bliskich 300 miliardom złotych, obiecywanych dziś Polakom przez Platformę w imieniu Unii Europejskiej, niczym Niderlandy przez imć pana Zagłobę herbu Wczele. Ułuda bezpieczeństwa i znaczenia Polski legła w smoleńskim błocie, pozostawiając po sobie niesłychanie dotkliwe upokorzenie postawą polskiego premiera i p.o. prezydenta, demonstrujących uległość wobec Kremla nie znaną w Polsce od czasu rządów towarzysza generała Wojciecha Jaruzelskiego. Oprócz jawnych długów, pod rządami Donalda Tuska rosną podatki i zobowiązania Polski, tak te ukrywane pod dywanem przez aneksję przez rząd części składek na OFE, jak te traktatowe, obarczające Polskę niesprawiedliwymi podatkami za spalanie węgla, co doprowadzi do podwyżek cen prądu i utraty miejsc pracy. Prawa i swobody obywatelskie są redukowane, czego przykładem zablokowanie dostępu obywateli do informacji publicznej w czasie ostatniej sesji ustępującego Sejmu. W państwie Tuska rosły za to wpływy aparatu państwowego na życie obywateli. Rosła biurokracja, tak ta mierzona ilością urzędniczych etatów, jak ta mierzona wpływami pułkowników służb specjalnych, ilością podsłuchów, uprawnieniami specjalnych służb aparatu skarbowego. Żarłoczności biurokracji państwa Tuska nie uszły nawet dzieci, którę pani minister Hall postanowiła wcześniej przykuć do szkolnych ławek i centralnie zewidencjonować każdą, w tym wrażliwą, informację, tak o maluchach, jak o nastolatkach. Mity o kompetencji polityków Platformy rozproszył ostatecznie minister Grabarczyk, prawdziwy wirtuoz od układania rozkłady jazdy wyścigów w partyjnym aparacie, ale mający nieco mniej serca dla czegoś tak przyziemnego, jak poprawne działanie kolei, czy właściwy dobór wykonawców autostrad. Mitom o zdecydowanej walce z korupcją Platforma urwała głowę w specjalnej komisji sejmowej do spraw afery hazardowej, której skład i sposób działania jasno pokazał, że Platforma boi się rzetelnego zbadania powiązań swoich liderów ze skazanym z korupcję rekinem branży hazardowej, Ryszardem Sobiesiakiem.  

   Pod rządami Platformy, dyskurs publiczny zdegenerowany został do poziomu symbolizowanego chyba najlepiej przez fantom penisa, którym epatował telewidzów ówczesny bojownik Platformy Obywatelskiej, Janusz Palikot. Ten fantom penisa idealnie pasuje do Platformy, tak ze względu na doskonałą korespondencję między treścią i wizerunkiem rekwizytu i Platformy, jak przez całkowicie wyzute ze wstydu i jakiejkolwiek ideowości parcie Platformy do nagiej władzy. Ten gumowy rekwizyt, wreszcie, świetnie charakteryzuje sposób komunikacji Platformy z obywatelami: obliczony na stymulację prostych, często prymitywnych emocji. Pod rządami Platformy, mieliśmy dyskurs publiczny krzykliwy i prymitywny, który, w miarę, jak rosły zdobycze państwowe i medialne Platformy - cechowało narastające zakłamanie. Kamieniami milowymi na drodze do rzeczywistości rodem z Orwella, były kłamstwa minister Kopacz na temat ofiar katastrofy smoleńskiej, kłamstwa ministra Millera o rzekomym cywilnym charakterze lotu PLF 101 do Smoleńska, zakłamywanie prawdy o łódzkiej, politycznej zbrodni Ryszarda. C., kłamstwa o smoleńskich "debeściakach", kłamstwa szefa BOR, Janickiego, o rzekomej kłótni na Okęciu przed lotem do Smoleńska. Kłamstwo, obłuda, powierzchowność, niemal doskonałe odrzucanie prawdy na rzecz technik propagandy - tak widzę metodę komunikacji z obywatelami Donalda Tuska, jego ministrów i współpracowników oraz wspierających ich mediów, z wiernymi żołnierzami, których wolałbym nazywać żurnalistami, niż dziennikarzami. Pod rządami Donalda Tuska, dominujące media publiczne i prywatne odrzuciły zasady rzetelności i - miast nadzorować władze, stały się jej tubą propagandować, czasem nader prostacką. W takiej sytuacji, deficytu prawdy i rzetelnej debaty, zawsze robi się duszno i zawsze narasta oddolna, społeczna agresja. Nie inaczej jest w państwie Tuska. Obserwując, jak szybko narasta ten zaduch fałśzu, propagandy i manipulacji, obawiam się, że wkrótce stanie się on niemożliwy do zniesienia.

   Platforma roku 2005, 2007 - była inną partią, niż ta dzisiejsza.  Być może była to zasłiuga frakcji Jana Rokity, wtedy znaczącego polityka Platformy, że tamta Platforma potrafiła ostro stawiać kwestie polskiej racji stanu, proponować uczciwie (liberalny) program gospodarczy, klarownie deklarować konserwatywną tożsamość. Dzisiaj, najważniejszymi twarzami Platformy, jest utkany z medialnego  wizerunku, "kochający" Donald Tusk, skuteczny, jak żaden inny polityk w eliminacji konkurentów do władzy, ukryty w cieniu zausznik premiera, Tomasz Arabski, wykonawca haniebnych posunięć włączających samoloty państwowe do haniebnych gier przeciw prezydentowi Kaczyńskiemu, wreszcie nieodłączny rzecznik premiera, wieloletni dozorca willi, Paweł Graś, znany z iście dozorcowskiego poczucia humoru w sprawie tragedii Smoleńskiej. Twarze dzisiejszej Platformy to także ministrowie Rostowski i Sikorski, których trwała identyfikacja z Polską jest wątpliwa, a ich działalności nie mogę ocenić inaczej, niż jako szkodliwą.  Minister Rostowski to główny sprawca powiększenia długu publicznego Polski do ściany, wyznaczanej przez Konstytucję i prawo Unii Europejskiej, za to prawdziwy mistrz w kamuflażu faktycznego stanu finansów. Gdyby nie to, że legitymuje się pan Rostowski brytyjskim licencjatem ekonomicznym, należałoby sądzić, że pobierał nauki w Grecji. Minister Sikorski, zaś, okazał się nazbyt słowny: obiecywał na początku kadencji obniżenie międzynarodowego znaczenia Polski, by odwrócić od Polski zagrożenie. Można chyba śmiało powiedzieć, że minister Sikorski zrobił dużo, by znaczenie Polski pomniejszyć, zaczynając od wymierzenia policzka administracji USA w sprawie tarczy antyrakietrowej, przez wsparcie dla haniebnego oddania śledztwa smoleńskiego administracji Władimira Putina, po spektakularną nieskuteczność w sprawie Gazociągu Północnego i polityki Polski względem Ukrainy, Litwy, Białorusi (ULB Jerzego Giedroycia).

   Jeśli idzie o personalia, Platforma Obywatelska dała Polsce chyba najgorszego prezydenta po Wojciechu Jaruzelskim. Bronisław Komorowski, polityk, który dowiódł jednoznacznie, że jest pozbawiony taktu, wyczucia, kultury osobistej, głębszego spojrzenia na sprawy polityczne, najśmielsze samodzielne posunięcia wykonywał w sprawach szalenie zaskakujących i zastanawiających. Oprócz licznych gaf, nietaktów i aktów grubiaństwa, budzącej odrazę niechęci do godnego upamiętnienia ofiar tragedii smoleńskiej, zapamiętałem go jako rzecznika wersji Kremla raportu smoleńskego zimą 2010, jako promotora osoby Wojciecha Jaruzelskiego, jako prezydenta blokującego rozwój polskiej edukacji wojskowej. Chyba po raz pierwszy prezydentem Polski został polityk tak wtórny i nieciekawy, dokonujący tak zaskakujących, złych posunięć.

  Nie ma wątpliwości, co do tego, że oficjalnym politycznym centrum Platformy jest Donald Tusk. Cztery lata obserwacji jego działań na stanowisku premira prowadzą do wniosków,  że jest to człowiek dwulicowy, głęboko fałszywy. Szczególnie dobitnie widać to po zestawieniu jego oficjalnej "polityki miłości" z agresywnymi działaniami przeciw prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i wspieranie polityków tak agresywnych i brutalnych, jak Stefan Niesiołowski, czy (do pewnego czasu) Janusz Palikot. Kampania parlamentarna 2011 tylko ten obraz fałszu podkreśla. Premier, którego loty na weekendy kosztowały podatników grube miliony, w kampanii jeździł po Polsce autobusem, zachwalając marmoladę i "pałer" obywateli, nauczając dzieci w przedszkolach. Trudno chyba o bardziej ostentacyjne oddanie hołdu bożkowi PiaRu, niż Tuskobus. Donald Tusk, którego szlak kariery znaczą wyeliminowani w bezwzględnej walce konkurenci i przeciwnicy: od Jana Olszewskiego, i Bronisława Geremka, przez Macieja Płażyńskiego, Pawła Piskorskiego, Andrzeja Olechowskiego, Jana Rokitę, Grzegorza Schetynę - na  czas kampanii i dla telewizji przybrał postać pełnego wdzięku chłopczyka, zachwycającego się dziką przyrodą, czy wiejskim śniadaniem. Ta silna nuta fałszu jest, niestety, stowarzyszona u Donalda Tuska z inną bardzo złą cechą. Obserwując jego działania można dostrzec prostą prawidłowość: jest to człowiek uległy wobec silnych, za to bezwzględny wobec rywali i wobec słabszych. Być może, właśnie ta cecha spowodowała, że Donald Tusk zbliżył się w latach 2009 i 2010 z Władimirem Putinem, traktując go jako ważniejszego "partnera", niż prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Być może, ta cecha powoduje, że za czasów Donalda Tuska pułkownicy służb specjalnych awansowali na generałów. Być może dlatego, polska polityka zagraniczna w Unii Europejskiej stała się cieniem niemieckiej polityki zagranicznej. Może dlatego przed tragiczną umową gazową z Rosją musiała bronić Polski Komisja Europejska.

   Bilansując mój głos wyborczy sprzed 4 lat, czuję gorycz i gniew. Gorycz, wywołaną świadomością własnej powierzchowności i głupoty wtedy. Gorycz utraconych przez Polskę szans, gorycz tragedii, której można było uniknąć. Świadomość postępującej degradacji państwa polskiego i życia publicznego, cerowanej coraz bardziej grubo i byle jak propagandowymi kłamstwami. Gniew, wzbudzany przez słodkie słówka i udawaną kokieterię Donalda Tuska, w miejsce rzetelnej pracy na rzecz Polski, twardej i kompetentnej obrony interesu państwa. Gniew na tych wszystkich, co są utkani z orwellowskiej propagandy - zwłaszcza wśród polityków i pracowników mediów. Gniew na finansowego iluzjonistę, Jacka Rostowskiego, za którego długi przyjdzie słono płacić w przyszłych podatkach. Gniew na premiera, któremu podległe służby państwowe dopuściły do śmierci prezydenta RP, ich szefowie potem awansowali, a sam premier cieszy się swoim czystym sumieniem. Gniew na premiera, który po tragedii smoleńskiej wybrał najłatwiejszy dla siebie, wygodny wariant  nie-działania, nie zrobił nic, by dać Polsce i obywatelom godne, wiarygodne śledztwo, w godzinie próby zachował się jak trzecioligowy tchórz. Gniew na premiera, który zdeprecjonował Polskę uległością wobec Kremla.  

   Platforma Obywatelska obiecywała w kampanii, że zrobi więcej, że przeprowadzi Polskę przez nadciągającą falę światowego kryzysu. Niestety, z obietnic Donalda Tuska z roku 2007, prawie żadne nie zostały spełnione. Kryzys, w istocie, zagraża, a jesień 2011 zastaje Polskę finansowo słabą, społecznie rozbitą, źle rządzoną, po czterech latach niespełniania obietnic przez Platformę. Donald Tusk i jego ludzie mieli swoje szanse, ale zawiedli na całej linii, w przekraczając swoimi działaniami największe obawy pesymistów. Za to, co zrobili, co zaniedbali, jak rządzili, oni muszą odejść. Im prędzej, tym lepiej. Także dla nich, bo nie są zdolni do sprostania wyzwaniom, jakie stawia rządzenie Polską. 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka