Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel
4564
BLOG

Zraniona Polska: krajobraz po katastrofie

Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel Polityka Obserwuj notkę 83

             

                                                      Pamięci Lecha i Marii Kaczyńskich

 

                                                                                                                                                                                                                            

Niedługo upływa rok od wydarzenia, którego znaczenie wciąż nie jest całkiem jasne. 10 kwietnia 2010 zginęło w Smoleńsku, w Rosji, 96 Polaków, w tym Prezydent Polski, najwyżsi dowódcy wojskowi, Prezes NBP, wybitni obywatele i wysocy urzędnicy państwowi. Taka hekatomba władz państwa i wybitnych obywateli jest zupełnie bezprecedensowa w historii powojennej Europy.

    Wielkie nieszczęścia się zdarzają - zamach na World Trade Center z 11 września, który wstrząsnął naszym obrazem świata. Przed trzema tygodniami Japonię uderzyło straszne trzęsienie ziemi,  w którym zginęło ponad 10 tysięcy ludzi. Nie mamy wpływu na los, świat jest nieprzewidywalny, ludzie są omylni. Nie sposób całkiem uniknąć wypadków i katastrof. Gdy giną ludzie - zawsze jest trudno, ale pojedyncze nieszczęście, choć niesie złe skutki, może ludzi zjednoczyć, pokazać siłę człowieka, siłę ludzkiego współczucia, charakteru, solidarności.  Nieszczęście jest  próbą, która oddziela dobro od zła, ludzką małość od  ludzkiej wielkości. Nieszczęście jest zawsze bolesne, ale jego dalsze skutki zależą od ludzi i ich reakcji.

     Zbrodniczy, przeprowadzony z premedytacją zamach na World Trade Center zjednoczył Amerykanów. Słynący z egoizmu i indywidualizmu obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki stanęli razem, przy swoim, wcześniej wyśmiewanym, prezydencie, by pokazać, że nie dadzą się zastraszyć. Wszyscy byliśmy wtedy Amerykanami. Gdy siły przyrody zniszczyły Japonię, pokazało to siłę Japończyków, siłę ludzi, zdolnych oddać życie, by chronić zdrowie i życie innych, ratowników - narodowych bohaterów. Nieszczęścia mogą dawać siłę... "co cię nie zabije, wzmocni cię". "Co cię nie zabije, wzmocni cię" - tak, o ile Cię nie złamie, albo nie obnaży wstydliwych słabości, chciałoby się dodać.

    Nie wiemy, co się naprawdę zdarzyło w Smoleńsku 10 kwietnia. Ani my nie mamy, ani polskie instytucje nie mają dostępu do kluczowych dowodów w tej sprawie i jest wątpliwe, czy dowiemy się kiedykolwiek, jaka jest prawda o tym zdarzeniu. Wiemy natomiast, jak na to, co się stało, zareagowali Polacy, politycy, dziennikarze, instytucje. Tu nie musimy spekulować, to wiemy na pewno. Tu nie jesteśmy zależni od kogokolwiek, tu jesteśmy suwerenni. Ten rok ostro pokazał to, kim jesteśmy, jakie są nasze postawy, jaka jest jakość i siła naszego państwa.

   Znaczenia sprawy katastrofy smoleńskiej nie sposób przecenić. Jeśli w Smoleńsku doszło do jakiejkolwiek formy działania w złej wierze przeciw bezpieczeństwu lotu, to doszło do aktu agresji przeciw państwu polskiemu. Zbrodnicze działanie w złej wierze przeciw najwyższych władzom politycznym, wojskowym i bankowym jakiegoś państwa to akt wojny lub zamach stanu. Każda z tych możliwości miałaby głębokie i długotrwałe konsekwencje dla funkcjonowania państwa polskiego i losu obywateli.  Nikt nie podjąłby się dokonania takiej zbrodni bez korzyści proporcjonalnych do nakładów i ryzyka. Nakłady i ryzyko musiałyby być spore, bo na skalę dużego państwa, więc i spodziewane korzyści niemałe. Racjonalni decydenci podejmują ryzyko tylko dla odpowiednich korzyści, a wielkie korzyści zbrodniarza zawsze oznaczają wielkie straty uczciwych ludzi. Być może więc, walczymy o stawkę na skalę ryzyka wojny i kształtu całych dekad przyszłości Polski, albo o niezależność państwa polskiego od mafijnych struktur drenujących Polskę na wielką skalę. W obydwu przypadkach, jeśli przegramy, to ceną będzie długotrwały i dotkliwy haracz. Haracz liczony  w naszych wartościach i ideach, godności, wolności, suwerenności, ambicjach, wreszcie haracz materialny.

   Katastrofa smoleńska rzuciła nam wyzwanie, sprawdziła nas, nasze społeczeństwo, instytucje, władze. Czego dowiedzieliśmy się przez ten rok? Jakie są skutki tragedii 10 kwietnia? Kro skorzystał, kto stracił? Czy państwo polskie zdało egzamin? Czy przebieg zdarzeń po 10 kwietnia uspokaja, czy, przeciwnie, podsyca obawy, że w Smoleńsku Polska padła ofiarą aktu agresji?

 

    Bilans skutków tragedii. Straty.

Oprócz ofiar tragedii, bezdyskusyjnie największą stratę ponieśli ich bliscy. To jest, niestety, wpisane w samą tragedię.

    Polska: słabość państwa. Na pewno straciła Polska i Polacy. Bez względu na przyczyny, utrata tylu świetnych obywateli i wysokich reprezentantów państwa jest wielką tragedią dla kraju i wstrząsem dla jego struktur. Strata jest tym większa, że ta katastrofa mocno zachwiała poczuciem bezpieczeństwa i zaufania do naszego państwa i jego instytucji. Przyczynił się do tego tak sam fakt katastrofy, jak i odpowiedź instytucji państwowych i społeczeństwa na kryzys.  Już samo to, że taka katastrofa się wydarzyła świadczy o niezwykłej słabości państwa. Wiemy już sporo o skandalicznie niedbałej obsłudze polskiego lotnictwa państwowego i prezydenckiego lotu do Smoleńska. Wiemy o skąpieniu środków na samoloty państwowe, symulatory, szkolenie pilotów. Wiemy o młodej załodze, pozostawionej samej sobie. Wiemy o oszczędnościach na obsłudze lotu, braku ochrony BOR na lotnisku w Smoleńsku, brakach w organizacji lotnisk zapasowych. Wiemy, że ktoś, nie wiadomo kto, skierował wszystkich dowódców sił zbrojnych do tupolewa w przeddzień podróży. Wiemy o pasywności polskich służb państwowych, w tym dyplomatycznych, wojskowych, w obliczu sytuacji kryzysowej, groźnej dla Głowy Państwa. Wszystko było nie tak, jak być powinno. A przecież, taka nieudolność i bylejakość stwarza świetne warunki dla działania w złej wierze. Czyż nie jest łatwiej przeprowadzić i ukryć zamach na samolot źle chroniony i niedbale obsługiwany? Trzeba też zapytać, czy lot czterech państwowych samolotów 7 kwietnia był tak samo przygotowany i obsługiwany, jak lot dwu samolotów 10 kwietnia, na główne polskie uroczystości katyńskie.

   Słabość państwa okazuje się tym większa, że literalnie nikt z decydentów nie poczuwa się do odpowiedzialności za ewidentne błędy te grube, polityczne, te organizacyjne, bałagan. Brak poczucia odpowiedzialności i krytycznej refleksji polityków uwikłanych w złe decyzje, z premierem Tuskiem i ministrem Klichem i Tomaszem Arabskim na czele, każe przypuszczać, że nie zrobią niczego, by usunąć głębokie przyczyny katastrofy i patologie będą utrwalane.

   Polska: utrata prestiżu i wiarygodności. Nestety, działania władz Polski pogłębiły straty państwa po tragedii. Przyjęcie trybu badania sprawy, w którym sprawę śmierci Prezydenta RP badają nominaci Władimira Putina, a Polska jest petentem Rosji nawet w sprawie dostępu do ciał swoich wysokich przedstawicieli jest nie tylko dewastująca dla prestiżu i wiarygodności państwa, jako efektywnie działającej wspólnoty bezpieczeństwa, ale także podważa zaufanie do kompetencji i dobrej woli, a może i suwerenności, władz państwowych w sprawach dla Polski najważniejszych.

   Polska, w do dziś niejasnych okolicznościach, de facto zrzekła się dostępu do kluczowych dowodów w sprawie przyczyn katastrofy do czasu formalnego zamknięcia dochodzenia. Władztwo nad kluczowymi dowodami powierzono Rosji. Najważniejsze, taśmowe, rejestratory lotu pozostają w rosyjskich sejfach. Ciała ofiar przyleciały do Polski w zalutowanych trumnach pod rosyjską jurysdykcją. Części samolotu, w tym kokpit (lub jego elementy) i cała aparatura pozostają w Rosji. Polska została przez władze umieszczona w pozycji proszącego petenta w sprawie najważniejszego polskiego śledztwa od czasów śledztwa katyńskiego. Do dziś Polacy nie mogą uzyskać od premiera Tuska przejrzystej informacji o umowie, która doprowadziła do tak niekorzystnej dla Polski sytuacji. Nie wiadomo, jaka jest jej treść. Nie wiadomo, kto i kiedy ją przyjął.  Nie wiadomo nawet, czy jest na piśmie. Wiadomo, że stawia Polskę w bardzo niekorzystnej sytuacji. Wiadomo, że dzięki tej umowie, polscy śledczy zostali - już lege artis - pozbawieni dostępu do kluczowych materialnych dowodów w sprawie katastrofy. Taka sytuacja nie tylko szalenie obniża prestiż Polski, nie tylko skazuje nas na podejrzenia lub, jak uczy nas 300-letnie doświadczenie, zupełnie absurdalną opcję zaufania dobrej woli Kremla. Tym bardziej to dotkliwe, że taka sytuacja pozwoliła MAK Tatiany Anodiny, z pomocą otwartego kłamstwa, niszczyć honor polskiego generała. Można było uniknąć tej fatalnej dla Polski sytuacji, wywierając na Rosję międzynarodowy nacisk, prosząc o pomoc ekspercką NATO.  Tak się niestety nie stało, podobno na życzenie premiera. Pytanie, jak natowscy sojusznicy odebrali takie wybory polskiego rządu, na ile jeszcze uznają rząd RP za reprezentację wiarygodnego sojusznika?

   Wielkim cieniem na jakość polskich instytucji rzuca się tajemnicza rola, którą odegrał w Smoleńsku Tomasz Turowski. Ów as wywiadu PRL, donoszący SB z najbliższego otoczenia Jana Pawła II, na kilka tygodni przed katastrofę został zatrudniony w MSZ i wysłany do Moskwy, między innymi, celem zorganizowania wizyty Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Był też niezwykle aktywny po katastrofie. Czy można uznać ten ciąg zdarzeń za przypadek, czy należy przypuszczać, że as komunistycznych służb specjalnych wykonywał swoje ostatnie zadanie?

 

   Życie publiczne i polityka. Wielkie straty poniosła polska scena polityczna. Szczególnie mocno dotknięte zostało Prawo i Sprawiedliwość, które  w jednym zdarzeniu straciło większość najwybitniejszych przedstawicieli oraz wysokich przedstawicieli państwa, utożsamiających się z promowaną przez PiS wizją Polski silnej, dumnej, suwerennej, wyraźnie odrębnej, nieskorumpowanej. Można powiedzieć, że zdziesiątkowani zostali przedstawiciele opcji narodowo-chrześcijańskiej i atlantyckiej w strukturach państwa. Taki wstrząs poważnie zaburzył równowagę polskiej sceny politycznej, utrudniając skuteczne działania kontrolne opozycji wobec aktualnych władz. W dodatku, źle prowadzona sprawa Smoleńska wciąż tkwi jątrzącym się kolcem w naszym życiu publicznym. Nie można przejść nad nią do porządku dziennego, co zakłóca prowadzenie i ocenę praktycznych spraw państwowych.

  Rozszczepione społeczeństwo. Polskie społeczeństwo okazało się słabe. W obliczu samej tragedii, zjednoczyliśmy się tylko na parę dni. Pełne ludzi, kwiatów, zniczy Krakowskie Przedmieście, place w innych miastach. Te naturalne, zdrowe odruchy trwały do momentu, gdy "Gazeta Wyborcza" zamieściła przeciek o planowanym pochówku Głowy Państwa na Wawelu. Bardzo szybko doszło potem do drastycznego przebudzenia ze snu o solidarności w obliczu narodowej tragedii. Ruszyły młyny demonstracji, przecieków, manipulacji, dezinformacji, pomówień. Bardzo łatwo daliśmy się podzielić, na tych "rozsądnych", ufających niemal bezkrytycznie Rosji i premierowi, i tych "odrażających, fanatycznych, smoleńskich paranoików", usiłujących kwestionować oficjalnie nam wpajane przez rosyjską propagandę i jej polskie przedłużenia -  rzekome "ląduj dziadu!" Głowy Państwa. Całkiem naturalna, potencjalnie budująca i twórcza -  chęć godnego upamiętnienia tej bezprecedensowej tragedii i jej ofiar - jest konsekwentnie zwalczana, ośmieszana, lub nawet spotyka się z bezpośrednią agresją. Władze Polski nie podjęły trudu, by pokazać, że dla dobra Polski potrafią wznieść się ponad podziały polityczne. Przeciwnie, władze państwowe, zwłaszcza związane z Platformą Obywatelską, swoimi działaniami raczej podsycały konflikty, niż je gasiły, co szczególnie drastycznie widać było w sprawie pamiątkowego krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Ewentualne gesty upamiętnienia pamięci ofiar były wykonywane przez władze Polski opornie i minimalistycznie. Całkiem nieoczekiwania, okazało się, że postulaty drobiazgowego zbadania katastrofy i kultywowanie pamięci ofiar, to dla wielu coś złego i wstydliwego. Szanse na zjednoczenie Polaków wokół wspólnego trudnego doświadczenia zostały zaprzepaszczone. W apogeum emocjonalnego sporu o Smoleńsk, wielu Polaków gotowych było wybielać i idealizować administrację Władimira Putina, byle tylko uderzyć w Jarosława Kaczyńskiego i pamięć o Lechu Kaczyńskim. Takie bezrozumne zacietrzewienie przeraża - przecież to niemal zaproszenie do użycia tych złych emocji Polaków przeciw dobru Polski. Wszak już tak bywało w historii.

  Wiarygodność mediów.Media nazywane są, nie bez racji, czwartą władzą. Informacja, jej treść, rozkład akcentów, wpływa na kształtowanie opinii wyborców o zdarzeniach politykach. Rolą mediów w demokracji powinno być rzetelne informowanie i wnikliwa recenzja życia publicznego, zwłaszcza władz publicznych. Najbardziej popularne, "z głównego nurtu" polskie media, w obliczu tragedii, zawiodły całkowicie. Nie stać ich było ani na przeciwstawienie się rosyjskim dezinformacjom pierwszych godzin i dni, ani na wywieranie presji na jakość i przejrzystość śledztwa. Przeciwnie, niektóre media takie jak "Gazeta Wyborcza" i TVN (ale nie tylko) wręcz nagłaśniały rosyjskie dezinformacje, lub żywiły się starannie dozowanymi przeciekami ze śledztwa - prawdziwymi lub fałszywymi, zwykle jednak nieobojętnymi politycznie i jednostronnymi. Zdecydowana większość dziennikarzy wykazała zadziwiającą wręcz pasywność w stawianiu ważnych pytań: o tryb przyjęcia konwencji chicagowskiej, o los rejestratorów lotu, o przygotowanie lotu. Za to, ze szczególną furią atakowani bywali ci ludzie mediów, a także politycy, którzy usiłowali poważnie podejść do, kluczowego przecież, pytania o to, czy w Smoleńsku Polska nie padła ofiarą zamachu. W sprawie smoleńskiej, uchodzące za wiodące media prywatne, okazały się bezprecedensowo stronnicze i zakłamane.

 

  

    Bilans skutków tragedii. Kto zyskał w Polsce?

Bez wątpienia, tragedia smoleńska wielu przyniosła korzyści. Platforma Obywatelska zyskała w wyniku tragedii smoleńskiej ogromny zakres realnej, twardej władzy. W ciągu 3 miesięcy, rządzący krajem obsadzili większość z opuszczonych stanowisk państwowych swoimi zaufanymi lub wygodnymi dla nich ludźmi. Stanowiska w Wojsku Polskim, NBP, IPN. Przejęcie urzędu Prezydenta RP i jego zasobów w roboczym stanie. Przejęcie publicznej telewizji. Uzyskanie pełnej swobody legislacyjnej. To wszystko zaszło znacznie szybciej i sięgnęło głębiej, niż mogłoby się wydarzyć w normalnym trybie wyborów i nominacji. Bilans korzyści Platformy Obywatelskiej nie jest, jednak, całkiem jednorodny. Premier Tusk, teoretycznie zyskał większą swobodę,  w praktyce -  większą odpowiedzialność. Jego uwikłanie w swoiste układy z Władimirem Putinem, sięgające spotkania na sopockim molo w 2009 roku, jego konstytucyjna odpowiedzialność za bezpieczeństwo państw, jego wpływ na fatalne ustawienie śledztwa smoleńskiego - zwiększyły wymagania wobec jego osoby i osłabiły jego wiarygodność.

    Wśród znanych polityków, Bronisław Komorowski zyskał po tej tragedii zdecydowanie najwięcej. Dwaj jego najgroźniejsi kontrkandydaci do prezydentury - zginęli w Smoleńsku. Bronisław Komorowski uniknął części z wielomiesięcznej kampanii politycznej. Uniknął możliwych nieprzyjemności, związanych z publikacją aneksu do raportu o Wojskowych Służbach Informacyjnych, których był współtwórcą i obrońcą, z którymi miał zawsze świetne relacje. Zyskał możliwość politycznego rozgrywania nominacji w okresie prezydenckiej kampanii wyborczej, którą wykorzystał, nominując Marka Belkę na szefa NBP i zyskując silne polityczne wsparcie Aleksandra Kwaśniewskiego i Włodzimierza Cimoszewicza. Bronisław Komorowski, mimo częstych zawstydzających gaf, czuje się świetnie w roli prezydenta i wyraźnie wykazuje rosnący apetyt na władzę i wpływy, któremu sprzyja słabnąca pozycja Donalda Tuska.

   Gdyby szukać w Polsce nieformalnych środowisk, których wpływy w państwie wyraźnie wzrosły po katastrofie, to przychodzą mi na myśl dwa: środowiska związane z byłą Unią Demokratyczną i związane z byłymi WSI. Środowisko UD zyskało przez osobę Bronisława Komorowskiego, dzięki jego sympatiom politycznych i personalnym. W szczególności, ten polityk okazał się być niezwykle hojny w rodzielaniu wysokich orderów dla ludzi związanych z tym środowiskiem, z Orderem Orła Białego dla Adama Michnika, jako sztandarowym przykładem. Również osłabienie ostrza lustracji po śmierci Janusza Kurtyki z pewnością bardzo ucieszyło przedstawicieli tego środowiska. Zyski ludzi, w szerokim sensie, związanych w WSI są trudne do zakwestionowania. Poczynając od ciepłego stosunku prezydenta Komorowskiego do byłych WSI, w zestawieniu ze zdecydowanym krytycyzmem Lecha Kaczyńskiego, przez nominacją Marka Belki, najbliższego ekonomiczno-biznesowego współpracownika prezydenta Kwaśniewskiego, którego relacje z WSI były wręcz kordialne, aż do nobilitacji patrona wojskowych służb specjalnych, Wojciecha Jaruzelskiego przez zaproszenie go na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

 

    Rosja: zyski, czy straty?

Dla władz Rosji, śmierć głowy innego państwa na jej terytorium to ogromny problem. Władimir Putin, przynajmniej od czasu śmierci Anny Politkowskiej i Aleksandra Litwinienki, nie ma w świecie dobrej opinii. Podejrzenia, że władze Rosji wykorzystały sytuację, by zgładzić polityka, który rzucił Rosji otwarte wyzwanie w Tbilisi, musiały być i były rozważane od pierwszych chwil po katastrofie. Gdyby znalazły oparcie w poszlakach, gdyby Rosja wykazała pasywność propagandową, to takie podejrzenia mogły znacząco pogorszyć pozycję Rosji, choćby biznesową. Rosja poradziła sobie z tym wyzwaniem niezwykle sprawnie i profesjonalnie, za pomocą agresywnego promowania swojej wersji zdarzeń: wymuszonej przez Prezydenta Polski próby lądowania w złych warunkach, mimo sprzeciwu rosyjskiej kontroli lotów i katastrofy z powodu błędu pilotów wywołanego presją i stresem. Z chwilą, gdy władze polityczne Polski de facto uznały (pomijając detale) tę rosyjską wersję, powierzając kluczowe dowody rosyjskiej jurysdykcji, rosyjskie koszta i obawy się skończyły, a zaczęło się liczenie zysków, uzyskanych przypadkowo lub nie całkiem przypadkowo.

   Gra materiałami ze śledztwa. Formalne ustawienie śledztwa umożliwia władzom Rosji dość dowolną żonglerkę materiałem dowodowym. Rosjanie przekazują i upubliczniają to co chcą i wtedy, kiedy chcą. Tam, gdzie to potrzebne, bez skrupułów fałszują informację, tak, jak to się stało z rzekomo nagranym głosem generała Błasika w kokpicie. Zyskują w ten sposób wpływ na polską opinię publiczną i losy kluczowych polskich polityków. Kiedy mocodawcy pani Anodiny uznali, że czas prezydenckiej kampanii wyborczej tego wymaga, przekazali  premierowi Tuskowi podkolorowane stenogramy rozmów z kokpitu. Gdy uznali za stosowne, by uderzyć w stół w styczniu, publikując raport MAK w formie, która musiała wywołać w Polsce gniew, premier Tusk poniósł tak ciężkie straty wizerunkowe, że uznał za konieczne przekonywać posłów, że kluczowe decyzje w sprawie śledztwa podejmował polski premier, a nie zdrajca. Cerowanie tego wizerunkowego nadprucia zajęło wiele miesięcy. Wynika z tego pewna bezpośrednia zależność popularności premiera Tuska od posunięć Kremla. Niestety, w sprawie śledztwa smoleńskiego, rząd Polski od początku wykazał niewiarygodną ustępliwość wobec Rosji, teraz za to wszyscy płacimy.

   Prorosyjska polska polityka zagraniczna. Opcja zbliżenia z Rosją była realizowana przez rząd Donalda Tuska przynajmniej od 2008 roku, gdy rząd RP utrudniał finalizację projektu budowy w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w pełnej wersji. Ta taktyka uległa przyśpieszeniu w roku 2009, tak za sprawą decyzji Baracka Obamy o odstąpieniu od budowy pełnej tarczy antyrakietowej w Polsce, jak i za sprawą działań dyplomatycznych Radosława Sikorskiego i Adama Rotfelda. Słynne już spotkanie Donalda Tuska z Władimirem Putinem na Westerplatte, we wrześniu 2009, zaowocowało projektem umowy gazowej na 27 lat, utrwalającej rosyjski monopol w Polsce i zdecydowanie zwiększającej kontrolę Rosji nad polską infrastrukturą przesyłu gazu. Potem, na początku 2010 roku nastąpiły gry dyplomatyczne Donalda Tuska z Władimirem Putinem, służące zorganizowaniu obchodów uroczystości katyńskich z pominięciem udziału Lecha Kaczyńskiego. Te gorszące gry, w których, z przyzwoleniem polskiego rządu,  "ginęły" listy dyplomatyczne Prezydenta RP do ambasady Rosji, zakończyły się podziałem obchodów katyńskich.

   Do 10 kwietnia 2010, w polskiej polityce zagranicznej brzmiał wyraźny dwugłos. Lech Kaczyński naciskał na budowę jagiellońskiej koalicji politycznej państw Międzymorza, silne związki militarne ze Stanami Zjednoczonymi, kładł nacisk na niezależność energetyczną Polski, żądał ułożenia relacji z Rosją na fundamencie prawdy historycznej, także tej o rosyjskim ludobójstwie w Katyniu. Rząd RP we wszystkich tych kwestiach reprezentował inne stanowiska, znacznie bardziej korzystne dla Rosji. Po 10 kwietnia, rząd RP, już ze wsparciem Bronisława Komorowskiego, stał się wręcz ostentacyjnym adwokatem spraw rosyjskich. We wrześniu doszło do odprawy polskich ambasadorów przez MSZ Rosji Siergieja Ławrowa. W listopadzie, na szczycie NATO w Warszawie, premier Tusk lobbował za tarczą antyrakietową dla Europy, w miłej sercu Kremla, wspólnej z Rosją wersji. Parę dni później, minister Sikorski lobbował w Stanach Zjednoczonych za ratyfikacją paktu rozbrojeniowego New START, paktu na którym zależało Rosji i prezydentowi Obamie, ale który dla Polski dobry nie jest, bo pozostawia Rosji wolną rękę w rozmieszczaniu taktycznych rakiet jądrowych przy granicy z Polską. W lutym 2011 Bronisław Komorowski zaproponował, by wprowadzić Rosję do Trójkąta Weimarskiego, co wzbudziło zdziwienie prezydenta Sarkozy'ego poziomem ufności Bronisława Komorowskiego wobec Rosji. W maju planowane jest spotkanie MSZ Polski, Niemiec i Rosji w Królewcu, spotkanie, na którym minister Sikorski chce zachęcać niemieckiego MSZ do przełamania niemieckiej nieufności wobec Rosji, wywołanej przebiegiem wojny w Gruzji. Trudno o bardziej jaskrawe odwrócenie polityki Lecha Kaczyńskiego i bardziej jednoznaczne przyjęcie rosyjskiej optyki. Bez wątpliwości, polska polityka zagraniczna po 10 kwietnia jest bezprecedensowo prorosyjska. Nie widać, jednak, żadnych koncesji z drugiej strony. 

   Dostawy surowców i energetyka. Kwestia dostaw surowców energetycznych jest dla Rosji kwestią strategiczną. Jest to najważniejszy, po rakietach jądrowych, atut Rosji, podstawa rosyjskiej gospodarki, skuteczne narzędzie rosyjskiej polityki. Dla Polski, silnie uzależnionej od rosyjskich surowców, to sprawa ważna dla bezpieczeństwa państwa. Stosunek do kwestii zależności od rosyjskich surowców jest w Polsce najlepszym kryterium oceny stosunku polityka do Rosji. W tej domenie, czas po wrześniu 2009 jest dla Polski czasem fatalnym. Pierwotny projekt rządowy umowy gazowej z początku 2010 roku przewidywał przyznanie Rosji faktycznego monopolu na dostawy gazu na 27 lat, de facto oddawał Gazpromowi w zarząd Gazociąg Jamalski, odbierał Polsce wpływy za tranzyt, przeszłe i przyszłe. Prezydent Lech Kaczyński przeciwstawiał się temu projektowi wszelkimi dostępnymi środkami. Po 10 kwietnia, finalnie przyjęto umowę wciąż niekorzystną dla Polski, choć o lepszych od pierwotnie zakładanych warunkach, zwłaszcza w odniesieniu do czasu jej trwania. Tyle tylko, że ten nieco lepszy finalny efekt został osiągnięty pod bardzo silną, bezpośrednią presją Komisji Europejskiej, która, paradoksalnie, wymusiła na rządzie Donalda Tuska rozwiązania mniej korzystne dla Gazpromu, a korzystniejsze dla Polski.  Wciąż jednak rosyjski gaz dla Polski jest bardzo drogi, długi Gazpromu za tranzyt zostały umorzone, a EuroPolGazem (który zarządza polskim odcinkiem Jamału) kieruje od stycznia Aleksander Miedwiediew, jeden z dyrektorów Gazpromu. Do tej pory tą firmą kierowali Polacy.

   Na Polskę czeka kolejne, ważne energetyczne rozdanie w 2011 roku. Najbliższym jest planowana prywatyzacja naftowej grupy "Lotos". Sercem "Lotosu" jest Rafineria Gdańska, dogodnie położona w pobliżu gdańskiego "Naftoportu", polskiego naftowego okna na świat. Do tej pory, zainteresowanie kupnem "Lotosu" zgłosiły trzy firmy. Wszystkie z Rosji. Ewentualne przejęcie większościowego pakietu udziałów "Lotosu" przez rosyjski koncern oznaczać będzie pogłębione uzależnienie Polski od rosyjskich surowców energetycznych. Dodatkowym przeciwwskazaniem wobec tej prywatyzacji jest obecna, niedobra koniunktura dla przetwórstwa naftowego, obniżająca cenę "Lotosu". Premier Donald Tusk i ministrowie jego rządu wypowiadają się  w sposób mało czytelny na temat możliwości sprzedania "Lotosu" Rosjanom. Znając styl retoryczny i wiarygodność Donalda Tuska w jego obietnicach wobec obywateli oraz jego widoczną uległość wobec Rosji, należy obawiać się, że "Lotos" zostanie sprzedany Rosjanom. Ta prywatyzacja będzie bardzo ważnym testem głębokości dyspozycyjności Donalda Tuska wobec Rosji. Na razie, prognozy są niekorzystne.

   Wygrana Rosja. Po 10 kwietnia, Polska polityka zagraniczna i energetyczna są głęboko prorosyjskie. Polska dokonuje wobec Rosji koncesji politycznych, prawnych, prestiżowych, ekonomicznych, aktywnie współuczestniczy w realizacji celów rosyjskiej polityki zagranicznej. Rząd Donalda Tuska, dzięki swojemu uwikłaniu w niejasne okoliczności "zbliżenia" z Rosją i źle ustawione śledztwo smoleńskie, stał się podatny na decyzje polityczne i grę informacją Kremla. Nie widać żadnych korzyści, jakie miałaby odnosić Polska z powodu czynionych wobec Rosji koncesji. Bez żadnej wątpliwości, okres po 10 kwietnia jest czasem rosyjskich korzyści kosztem Polski.

 

    Czy to był zamach?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie z pewnością. Polscy śledczy nie mieli i nie mają dostępu do kluczowych dowodów, ja tym bardziej. Na hipotezę zamachu z rosyjskim wsparciem wskazuje lista pasażerów, ludzi dla Rosji szalenie niewygodnych, w kwestiach geopolitycznych (Kaukaz, polityka jagiellońska, tarcza antyrakietowa), prestiżowych (Tblisi, ludobójstwo katyńskie), energetycznych (dywersyfikacja dostaw do Polski, opór wobec umowy gazowej i budowy Gazociągu Bałtyckiego). Na zamach wskazują rosyjskie dezinformacje prowadzone od pierwszych godzin, kontynuowane miesiącami. Wskazuje bilans korzyści i strat Rosja - Polska w kluczowych kwestiach oraz bilans korzyści konkretnych ludzi i całych środowisk w Polsce. Wskazuje, wreszcie, odcięcie przez Rosję polskich instytucji od dowodów w sprawie, przy bardzo niepokojącej aprobacie polskich władz. Wskazuje wreszcie, zaangażowanie w sprawę Tomasza Turowskiego, szpiega SB przy Janie Pawle II, i jego złowrogo brzmiące słowa:

"Tak więc, komentując tę tragedię, powiedziałbym, że jest ona elementem narodzenia się nowego poziomu obywatelskiej samoświadomości Polaków. Lecz też - jestem absolutnie tego pewien - nowym etapem stosunków pomiędzy Polską i Rosją. Dlaczego? I Rosja, i Polska należą - myślę, że z tym poglądem zgodziłby się sam zmarły tragicznie prezydent - do tej samej ogromnej judeo-chrześcijańskiej tradycji, a wielkie rzeczy w tej tradycji zawsze rodziły się we krwi. I jestem pewien, że z tej krwi wyrośnie to, na co my wszyscy czekamy - nowe, dobre stosunki pomiędzy Polską i Rosją."

   Nie wiemy, czy to był zamach, ale po tragedii 10 kwietnia wszystko potoczyło się tak, że po zamachu nie mogłoby chyba być gorzej. Osłabiona, upokorzona Polska, wewnętrznie rozdarta i podzielona, niezdolna zbadać rzetelnie śmierci swojego Prezydenta, uległa w sprawach strategicznych, rządzona przez lawirujących oportunistów. Możliwości wzmocnienia polskiej wspólnoty narodowej w obliczu narodowego nieszczęścia i budowy autorytetu państwa zostały zniweczone. Polskie media opiniotwórcze wielokrotnie bezwstydnie tworzące i propagujące dezinformacje uwidaczniają na swoim przykładzie, jak wygląda korupcja IV władzy. W tym wszystkim, bezradna, zagubiona polska prokuratura. Odznaczenie dla odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Głowy Państwa szefa BOR, służby której w Smoleńsku nie było, awanse dla prokuratorów, którzy potrafią, pracując bez dowodów, niczego nie ustalić, brak dymisji przedstawiciela Polski przy MAK, Edmunda Klicha, mimo wniosku o jego odwołanie, za pasywność, podpisanego przez 13 z 15 członków Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Tak właśnie wygląda Polska po 10 kwietnia 2010.  Kraj głęboko zraniony, tak samą tragedią smoleńską, jak tym, co po niej nastąpiło: kłamstwami, nieudolnością, bezradnością i zdumiewającym samozadowoleniem władz, skłócaniem społeczeństwa.

 

   Powrót do fundamentów

Diagnoza stanu Polski posmoleńskiej jest zła. Brakuje nam prawdy, brakuje poczucia racji stanu, brakuje kierunku, brakuje organizacji, brakuje dobrych władz. Dodatkowo, armia jest w rozsypce, długi rosną lawinowo, brak dobrej definicji kierunków polityki zagranicznej, brak należytej dbałości władz o bezpieczeństwo, jakość i wiarygodność państwa. W tym ciężkim kryzysie państwo nie zdało egzaminu.

   Co zrobić, by zminimalizować dalsze, złe skutki tragedii smoleńskiej, przywrócić Polsce dobrą kondycję? Co zrobić, jeśli nie dane nam będzie poznać wiarygodnych ustaleń o tragedii smoleńskiej? Myślę, że odpowiedzią jest powrót do prostych, elementarnych zasad:

  1. Państwo polskie ma służyć dobru obywateli. Podstawowe cele władzy państwowej to obrona bezpieczeństwa państwa, jego interesu gospodarczego i porządku prawnego.
  2. Państwo polskie musi bronić swojej suwerenności. Każda utrata suwerennych kompetencji państwa jest zbyciem suwerenności w imieniu obywateli, ograniczającą nasze prawa.
  3. Państwo polskie powinno w minimalnym, możliwym stopniu ingerować w sprawy prywatne obywateli.
  4. Państwo polskie musi być zdolne do konfrontacji w obronie swojego interesu.
  5. W życiu publicznym ważna jest prawda. Bez prawdy nie ma podstaw do oceny własnego interesu i podjęcia dobrych decyzji.
  6. Władze publiczne muszą działać praworządnie, przejrzyście, rzetelnie i efektywnie. Ważne decyzje władz publicznych muszą być rzetelnie i przejrzyście uzasadnione, władze mają obowiązek zdać sprawę z zawieranych umów, przejrzyście informować obywateli o treści i konsekwencjach zawieranych umów, muszą dotrzymywać publicznie podjętych zobowiązań.
  7. Władze publiczne winny być oceniane wyłącznie za skuteczność swoich działań na rzecz bezpieczeństwa, suwerenności, interesu publicznego oraz za zdolność dotrzymywania podjętych zobowiązań. Kwestie wizerunkowe są drugorzędne.
  8. Każdy, kto zaciąga dług w naszym imieniu, sięga do naszej kieszeni, odbiera nam cząstkę suwerenności, kupuje swoją teraźniejszość, za naszą przyszłość.
  9. Polityk, który nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje błędy, popełni kolejne na nasz koszt.
  10. Polityk, który nie potrafi powiedzieć prawdy w ważnej sprawie, zwykle zadziałał na szkodę obywateli i to ukrywa.
  11. Polityk, który więcej mówi o uczuciach i wizerunku, niż o interesach i faktach, to nieudacznik, albo oszust.
  12. Polityk, który zawsze chce dobrze, a zwykle wychodzi mu odwrotnie, to nieudacznik, albo oszust.

Zdefiniujmy klarownie i trzeźwo nasze długofalowe interesy, miejmy odwagę ich bronić, wymagajmy od władz publicznych zrozumienia i dobrej reprezentacji racji stanu. Brońmy zdecydowanie naszej godności, suwerenności i kieszeni. Sądźmy naszych reprezentantów za skutki ich działań, a nie obietnice, unikajmy pięknoustych cudotwórców i lizusów u władzy, prawiących nam puste komplementy, by stępić naszą ocenę. Brońmy stanowczo naszego prawa do prawdy. Wybierajmy raczej ludzi szorstkich, którzy potrafią wymagać od siebie i innych, niż sprytnych oportunistów i krętaczy. Unikajmy kłótni o sprawy drugorzędne, bądźmy razem, kiedy sprawe ważne tego wymagają. Na początek, spotkajmy się 10 kwietnia, na Krakowskim Przedmieściu, w poszukiwaniu naszego zagubionego wspólnego dobra, któremu na imię Polska.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka